WYWIAD - „Prowokacja – to było w latach 90. Teraz jest rok 2025 i jesteśmy przesiąknięci prowokacją. Prowokacja jest nudna”.


Pinar Karabulut, Rafael Sanchez – który z was zasugerował pomysł wspólnego dyrektorowania i kto dał na to zielone światło?
NZZ.ch wymaga JavaScript do obsługi ważnych funkcji. Twoja przeglądarka lub blokada reklam obecnie to uniemożliwia.
Proszę zmienić ustawienia.
Karabulut: Chcielibyśmy opowiedzieć o tym jakąś ciekawą historię, ale nie ma takiej. Po prostu znamy się od bardzo dawna; byliśmy w tym samym czasie w Kolonii i w Theater Neumarkt w Zurychu. Nasz wspólny wniosek był dla nas w jakiś sposób logiczny.
Jakie są zalety podwójnego dyrektorstwa?
Karabulut: Oboje chcemy nadal reżyserować. Podczas gdy jedno z nas jest zajęte reżyserowaniem, drugie pozostaje blisko firmy i jest stale dostępne dla zespołu.
Sanchez: Statek nigdy nie wypływa w ten sposób bez kapitana. Dyrektorzy artystyczni, tacy jak my, mają tę przewagę, że mogą zajrzeć głęboko w teatr. W ten sposób mamy przegląd wszystkich działów teatru i dostrzegamy, co idzie dobrze, a co nie. Reżyserując, działamy na najgłębszych szczeblach teatru, do których dyrektor artystyczny niebędący reżyserem nigdy nie dociera.
Ale czy nie powstaje tarcie, gdy zawsze trzeba dojść do porozumienia?
Sanchez: Jak dotąd tarcia generowały głównie produktywną energię, ale podwójne kierownictwo rzeczywiście wiąże się z dodatkową pracą – pracą, która przynosi korzyści firmie. Potrafimy już dobrze wspólnie przygotowywać projekty. Możemy też wspólnie rozwiązywać potencjalne konflikty. Na przykład, jeśli jestem na kogoś zły, Pinar Karabulut może interweniować i omówić problem ze mną, dzięki czemu pracownik nie musi się znosić mojego gniewu.
Czy wprowadziliście między sobą stały podział pracy?
Karabulut: Na razie oboje chcemy być zaangażowani we wszystko, aby uzyskać jak najpełniejszy obraz sytuacji. Są jednak również zadania, w których intuicyjnie wiemy, kto się ich podejmie.
Sanchez: Pinar Karabulut ma tysiąc razy lepszy gust niż ja, jeśli chodzi o design. Dlatego cieszę się, gdy zajmuje się marketingiem i grafiką.
Czy znajduje Pan czas, oprócz pełnienia funkcji dyrektora artystycznego, na śledzenie bieżących wydarzeń? Czy wydarzenia światowe wpływają na program?
Karabulut: To, co dzieje się na świecie, jest niestety okropne. Widziałem dziś film Christopha Waltza, którego zapytano na Festiwalu Filmowym w Wenecji, co robi, żeby zachować nadzieję. „Nie mam nadziei” – odpowiedział.
Sanchez: Ale musimy zachować nadzieję! Ważnym zadaniem teatru jest dawanie widzom narzędzi do radzenia sobie z życiem prywatnym i towarzyskim. Czasami jednak dobrze jest zachować pewien dystans do teraźniejszości. Wtedy sięga się po starszą sztukę, aby poruszyć aktualne tematy. Chcemy, aby Schauspielhaus Zürich był miejscem, w którym ludzie czują się bezpiecznie i pewnie, mierząc się z rzeczywistością.
Czy możesz podać jakiś przykład aktualności twojego teatru?
Sanchez: Inscenizacja powieści Beata Sterchiego „Blösch”, którą w przyszłym tygodniu otwieramy sezon 2025/26 w Schauspielhaus, opowiada o Hiszpanie z La Coruña, który emigruje do Szwajcarii – tak jak mój dziadek w latach 60. XX wieku. Skupiamy się jednak nie na mojej osobistej relacji, ale na życiu, na fizycznym doświadczeniu osoby, która jest potrzebna społeczeństwu, a następnie ponownie odrzucona po czterdziestu latach pracy dla tego społeczeństwa. To samo dzieje się z imigrantami w Szwajcarii, ale w coraz bardziej brutalny sposób dotyczy również imigrantów w USA i wielu innych miejscach.
Co można zrobić z terminem „klasycyzm”?
Karabulut: Wychowaliśmy się w teatrze mówionym, w klasycznym sensie. Interesują nas współczesne spojrzenia na teksty klasyczne; to właśnie czyni je tak fascynującymi.
Sanchez: 99 procent osób, które używają słowa „klasyczny”, wyraża tęsknotę za doświadczeniami teatralnymi z dzieciństwa i młodości. Kiedyś reżyserowałem „Śmierć komiwojażera” Arthura Millera – w kałuży, cała scena pokryta wodą. W pewnym momencie młody widz powiedział mi, że widział tę produkcję już osiem razy. Wiedziałem wtedy, że za 20 lat będzie narzekał, jeśli sztuka nie będzie już rozgrywać się w kałuży.
Czy idea teatru klasycznego nie odzwierciedla również potrzeby trwałych wartości estetycznych – niezależnych od bieżących odniesień?
Sanchez: Ale to nie ma nic wspólnego z wiekiem sztuki, a raczej z precyzją, z głębią języka. Jak w zdaniach w „Blöschu”. Albo jak w sztukach Sarah Kane: Niezależnie od tego, jak inscenizuje się teksty brytyjskiego dramatopisarza, ludzie przychodzą i chłoną je jak suche gąbki.
Od dziesięcioleci teatr stara się budzić i edukować publiczność poprzez prowokację. Co sądzisz o teatralnej prowokacji?
Sanchez: Prowokacja – to było w latach 90. Teraz jest rok 2025 i jesteśmy przesiąknięci prowokacją. Prowokacja jest nudna.
Karabulut: A nudę uważam za prowokację.
Czyli odrzucasz prowokację? Dada i punk, czy to wszystko jest już historią?
Karabulut: Prowokacja nie powinna być celem samym w sobie. Prowokacja jest często kwestią bardzo subiektywną. Pytanie powinno brzmieć: kiedy i jak prowokacja staje się produktywna i dla kogo? Czy sceny w rzeźni w „Blöschu” prowokują wegetarian, mięsożerców, czy wszystkich w równym stopniu, i do czego to prowadzi? Czy konfrontujemy się z nimi w obliczu palących problemów, indywidualnych uczuć? Jaką historię opowiadają?
Może sprowokuję Cię takim pytaniem: Co sądzisz o tak zwanej „przebudzeniu”, które na jakiś czas dominowało w kontrowersjach wokół zuryskiego Schauspielhaus?
Sanchez: Nie potrzebujemy już tego terminu. Pozostaje jednak nasze zainteresowanie ludźmi i grupami, które nie mają możliwości wyrażania siebie w społeczeństwie większościowym lub dominującym. Chcemy dać im głos. To również zadanie dotowanego ośrodka: troszczyć się o ludzi, którymi nikt inny się nie zajmuje, bo nie zawsze musi to być opłacalne.
Czy nie musi to być zawsze opłacalne?
Karabulut: Ostatecznie musimy wyjść na zero. Ale musimy wykorzystać te pieniądze w taki sposób, aby poruszyć tematy, których inni nie potrafią. Właśnie o to chodzi: o przeprowadzenie badań i możliwość powiedzenia: „Dobra, musimy wystawić tę sztukę teraz, nawet jeśli nie zawsze się sprzeda”.
Twoi poprzednicy, Benjamin von Blomberg i Nicolas Stemann, kładli duży nacisk na różnorodne formy ekspresji – od teatru mówionego, przez taniec i performans, po projekty filmowe. Czy teatr mówiony jest teraz wyłącznie w Twoim programie?
Karabulut: Nie powiedziałbym, że nasz program wyklucza taniec czy performans. W weekend otwarcia odbędzie się premiera spektaklu „Are You Ready to Die” Marie Schleef, która tworzy teatr całkowicie pozbawiony języka; koncentruje się wyłącznie na ciele. Dla tancerki może to jeszcze nie być interdyscyplinarne, ale to nowa, ekscytująca forma teatru.
Sanchez: Jesteśmy otwarci na różnorodne formy artystyczne. Jednak to, co nas i zaproszonych artystów łączy, to chęć opowiadania historii. Osobowość artystyczna aktorów i aktorek powinna zawsze pozostać rozpoznawalna.
Czy będzie Pan przemawiał również do mieszkańców Zurychu w Zurich Schauspielhaus?
Sanchez: Próba wyjaśnienia Zurychu mieszkańcom Zurychu w naszym pierwszym sezonie byłaby błędem. Ale teatr zawsze rozwija się w kontekście swojego bezpośredniego otoczenia – nawet jeśli nie znajduje to odzwierciedlenia w tytule czy temacie, produkcje są tworzone w Zurychu i dla Zurychu. Ale w pewnym momencie chcemy również wystawiać sztuki w całości skrojone na miarę tego miasta. Legendarnym przykładem jest „Top Dogs” Ursa Widmera, wystawiany w Neumarkttheater w latach 90.
Jaką renomą cieszy się obecnie teatr Zurich Schauspielhaus na rynku teatralnym krajów niemieckojęzycznych?
Sanchez: Reputacja Schauspielhausu jest dobra i wciąż świeci jasno. Reputacja polityki w Zurychu jest gorsza.
A dlaczego?
Sanchez: Politycy są niecierpliwi i surowi. Jeśli reżyserowi nie idzie dobrze, jeśli nie zarabia wystarczająco dużo, pomimo swoich walorów artystycznych, szybko odejdzie. Ale to nas nie martwi; jesteśmy dobrze przygotowani.
Czy spotkałeś jakichś polityków z Zurychu?
Karabulut: Spotkaliśmy burmistrz Corine Mauch i przypadkiem wpadliśmy na radnego Filippo Leuteneggera w barze. Zostaliśmy również zaproszeni na obchody 132. rocznicy FDP, gdzie mieliśmy okazję wygłosić prezentację.
A jakie były Twoje doświadczenia?
Sanchez: Istnieją podobieństwa między politykami a nami, artystami. My staramy się angażować społeczeństwo za pomocą teatru, a oni za pomocą polityki. Dlatego oczywiście zależy nam na dialogu z nimi. To, co wspaniałe w Szwajcarii, to to, że wciąż można tu porozmawiać z niemal każdym.
Zebraliście nowy zespół na nowy sezon. Jak byście go opisali?
Karabulut: Mamy duży zespół, ponad trzydziestu aktorów. Niektórzy są tu od trzech lat, inni od dwudziestu, a jeszcze inni są zupełnie nowi. Zależało nam na różnorodności zespołu; przykładem jest dwanaście kobiet i mężczyzn powyżej 50. roku życia. Margot Gödrös, najstarsza członkini zespołu, ma już 86 lat. Nie ma innego teatru w krajach niemieckojęzycznych, który zatrudniałby tak wielu starszych aktorów jak my. U nas starsi aktorzy również mają szansę na zauważenie i role, których wiele innych teatrów już im nie oferuje.
Jednym z najbardziej znanych członków nowego zespołu jest Mike Müller. Zasłynął jako komik telewizyjny. Jaką rolę odgrywa w waszym teatrze?
Sanchez: Mike Müller to genialny aktor, który jak nikt inny przenosi na scenę bieżące wydarzenia. Nikt nie przygląda się Szwajcarii tak uważnie jak on. I zna tu każdego polityka. To szwajcarski aktor ludowy w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Zuryski Schauspielhaus jest zawsze chwalony za połączenie Pfauenbühne (Sceny Pawia) i Schiffbau (Stoczni). W rzeczywistości premiery rzadko odbywają się obecnie w dużej hali Schiffbau. Dlaczego?
Sanchez: Pieniądze dyktują. To za drogie. W stoczniach nie można wystawiać utworów repertuarowych. W stoczniach pięć dni zajmuje rozstawienie sceny do sztuki, a kolejne cztery jej demontaż. To bardzo kosztowne.
Czy byłoby możliwe przekształcenie stoczni w teatr repertuarowy?
Karabulut: Naszym pierwszym zadaniem jest zapewnienie efektywnego wykorzystania istniejących scen. Jeśli to się powiedzie, przedstawimy nasze pomysły i życzenia. Mamy już jednak dość jasne wyobrażenie o tym, co sprawdza się w Schauspielhaus, a co nie. Budynek Schiffbau istnieje od 25 lat, ale nie ma nawet działającego Wi-Fi w każdej sali. A systemy wentylacyjne w salach prób nigdy nie zostały ukończone.
Renowacja Sali Peacock prawdopodobnie odbędzie się za Pana kadencji jako dyrektora artystycznego. Czy ma Pan już pomysł, jak zostanie odrestaurowana Sala Peacock?
Sanchez: Zdecydowanie będzie musiał nastąpić etap przejściowy; sama budowa statków nie wystarczy. Ale jestem o tym przekonany.
nzz.ch